wtorek, 5 lutego 2013

Słońce leniwie rozciągało macki swych promieni po niebie, gdy po portu zawinął niewielki statek o majestatycznych żaglach, zasłaniających widnokrąg. Baltazer westchnął głęboko, wciągając do płuc oczyszczające tchnienie morskiej bryzy. Spod brwi rzucił spojrzenie na niewielką figurkę malujacą się na dziobie statku. Pióra włosów w kolorze czerwonego złota pieścił oddech wiatru, unisząc je nad głową, otaczając postać ognistym całunem. Szafirowe oczy, nieco skryte pod kurtyną kruczych rzęs, oglądały morze, odbijające się w zaczernionych wiedzą źrenicach. Postać nagle odwróciła się, swym wejrzeniem roztapiając skostniałe serce lorda Greyjoya. Jego córka, Esther, właśnie zakonczyła swoją pierwsza morską wyprawę, dowodząc w ten sposob swego męstwa i odwagi. Baltazer bardzo był kontent z tego powodu, gdyż Esther była jego jedynym dzieckiem i postanowił uczynić ją spadkobierczynią jego fortuny, nie mogąc mieć upragnionego syna. Był tak, gdyż Murielle nie wykazała już entuzjazmu w kwestiach rozrodczych, zadowalając się jednym dzieckiem, a poza tym ich stasunki znacznie się ochłodziły ostatnimi laty, a hulające niegdyś po zamku wichry namiętności ucichły zupełnie, pozostawiając tylko samotną nicość i błagalne zapomnienie, jego żona wolała bowiem spędzać czas ze swymi dwórkami, które same się sobą zajmowały. Co prawda, starannie stłumiwszy lęk przed teściową, lord Greyjoy próbował posiąść wielce nadobną dziewczynę, która choć pochodziła z plebsu, miała ojca z rodu Starków i dzięki temu nabyła spojrzenie pełne wewnętrznego zrozumienia świata, ale jego honor mu na to nie pozwolił, z całą stanowczością. Od tamtej pory zdążył już pogodzić się z losem i docenić dar, jakim była córka. Poświęcił swój własny czas na wdrożenie w nią edukacji na temat morza, statków i innych takich. Esta okazała się niezwykle pojętną osobą, do tego stopnia, iż Baltazer wstrząsał się, gdy słyszał jej przepełnione mądrością słowa, mówiące o konstrukcji świata i ludzi i bogów i morza. Od początku wiedział, że jego córka będzie nadzwyczajna, gdyż w dzień jej narodzin rozpętała się potężna burza, spopielająca siedem drzew, na niebie ukazała się kometa, a w sąsiedniej wiosce urodził się ciele bez głowy, ale z jedną nóżką bardziej. Zatapiając się w zamyśleniu nie zauważył nawet, że zszedł już na ląd, witany tłumem, który wiwatował i cieszył się. Nagle ciszę rozdarł krzyk i wszystkie oczy osiadły na Esther, która wskazywała na horyzont i wszystkie oczy podążyły za jej wokalnym kazaniem.
Esta korzystając z zamiesznia pobiegła do zamku, gdzie zdjęła brzydkie acz praktyczne i twarzowe ubrania i zamieniła je w suknię koloru morskiej piany okraszonej subtelnym stygmatem wodorostów. Przeorała włosy grabiami złotego grzebienia i zasadziła w nich ziarno złotej spinki, w której odbijała się stara mądrość jej oczu. Przysłoniła jeszcze smukłość swego ciała obszernym płaszczem z gronostajami, żeby nie rzucać się w oczy i poszła na wybrzeże, aby w tajemnicy połączyć się nadprzestrzenną więzią z morzem. Nie wiedziała jednak, że cały czas ktoś podąż jej śladem...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz