środa, 13 lutego 2013

Rozdział trzeci

Słońce biczowało złotymi promieniani gładkie mięśnie fal, przedzierając się brutalnie przez skórę chmur. Esther Greyjoy w zadumie obserwowała podniebny balet głuptaków, napawając się ulotnym wrażeniem wolności. Będąc w zamku czuła się niczym ptak na uwięzi, zgnębiony przez gorset konwenansów, wrzynający się w żebra jej suwerenności. Westchnęła rozdzierająco, napełniając powietrze zapachem udręki. Wiedziała, że nieługo skończy się czas jej beztroskiej swobody, a na jej grzbiet zostanie narzucone jarzmo mężowskiej kurateli. Gdy spoglądała w dal na chmurny widnokrąg swojej przyszłośc, jej członki ogarniało zwątpienie i niemoc. Nagle, gdy osuwała się już w odmęty morskiego zapomnienia, poczuła, że ktoś łapie ją w pasie i zdziera z niej suknie, prawdopodobnie, żeby ją zgwałcić. Esta wstrząsnęła się na tę myśl i stwierdziła, że powinna zacząć krzyczeć. Jednak napastnik zatkał jej usta ręką.
- Będę cię maił! - zaryczał mężczyzna.
- Nigdy! - zawyła Ester. Miał dwa metry i pięć centymetrów wzrostu, a warzył sto pięc kilo i trzy dekagramy i był ubrany w czarny płaszcz, więc Esta stwierdziła, że nie ma z nim szans, przestała się więc wyrywać.
Wtem zza kamiennego portalu wynurzyła się postura mężczyzny, o włosach niczym bezgwiezdna tajemnica nadziei ze śliniącym mieczem. Jednym cieciem rozpłatał na pół mężczyznę i z odrazą kopnął jego trupa z półobrotu. Dziewczyna zemdlała z nadmiaru wrażeń.
*
Rodrigo Targaryen, nazywany też Rodrigiem Wyklętym z powodu koloru swych włosów, czarnego niczym bezgwiezdne niebo o północy w nowiu księżyca, przechadzał się po klifach, poszukując ukojenia znękanej duszy i natchnienia. Nie mogł go znaleźć w chłodzie zamkowych komnat, w zieloności traw i brunatnej pogardzie wodorostów ani w błekicie nieba, więc postanowił spróbować odnaleźć go w stromych klifach, opadających we wzburzone morze. Na Żelazne Wyspy przybył incognito, aby choć chwilę poczuć nieczym nieskrępowany smak wolności. Jednak nawet tu nie mógł pozbyć się goryczy melancholii, ogarniającej jego umysł. Gdy snuł się po szarym, kamiennym gruncie, nagle usłyszał rozdzierający krzyk. Nie my śląc nawet przez chwilę, rzucił się jej na pomoc. Zabił plugawca jednym pchnięcieom miecza. Gdy się upewnił, że zbrodniarz nie żyje, zarejestrował, że niewiasta, którą uratował ze szponów hańby, chwieje się, jakby miała zamiar upaść. Kopnąl więc raz jeszcze trupa i rączo pogalopował, aby ją podtrzymać. Dziewczyna promieniowała radioaktywną wręcz urodą - jej świeże poliki lśniły niczym jabłka późnego lata, smukła kibić wyglądała jak wyrzeźbiona z najlepszego marmuru a rubin jej ust olśniewał i wręcz zmuszał do oddania im hołdu bogobojnym pocałunkiem. Włosy w kolorze czerwonego złota wiły się zmysłowo wokół jej alabastrowej twarzy i opadały w ciężkich splotach na miekkość łuku ramion. Rodrigowi aż tchu zabrakło z wrażenia i poczuł, jak w jego piersi rodzi się nieznane dotąd uczucie. Nagle dziewczyna uchyliła powieki ukoronowanych gęstwiną rzęs, ukazując morskie szmaragdy tęczówek okalających niezgłębioną mądrość źrenicy.
- Kim jesteś? - wyszeptała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz